poniedziałek, 13 maja 2013

Insynuacja siódma.

Oskar, jako iż sprawował tymczasową opiekę nad swoimi rudymi bratanicami, postanowił osobiście dopilnować tego, by dzisiaj przyzwoicie się ubrały i kulturalnie zachowywały w stosunku do siatkarzy, ale przede wszystkim do trenera i całej reszty załogi. Były w Spale dopiero jeden dzień, a już tyle razy przyniosły scoutowi wstyd, że nie był w stanie policzyć tego na grubiutkich palcach swoich, równie grubiutkich, obydwu rąk. Kiedy nacisnął na klamkę pokoju dziewczyn, mało co nie padł na kolana i nie przeżegnał się! To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania! A wydawało mu się, że to siatkarze mają rozpierdol w swoich kwaterach. Mylił się, oj jak bardzo się mylił! Pomieszczenie wypełniały porozrzucane i pomiętolone ciuchy, które wyglądały, jakby przed chwilą ktoś wyjął je psu z gardła; ujrzał cztery wielkie kosmetyczki, z których aż kipiały przeróżne produkty i preparaty, mające, notabene, poprawiać i ulepszać ich wygląd, ale sorry – nie w ich przypadku; ujrzał aksamitne, błękitne stringi, spoczywające bezwiednie na klamce od okna; ujrzał rozwalone i niezasłane wyra, które wyglądały jak barłogi; ujrzał firanki i zasłonki powiązane na kokardki; ujrzał te ich wysokie szpilki, poutykane obcasami w doniczkach z kwiatami; ujrzał także model przedpotopowej suszarki, która mogłaby konkurować z armatą w konkursie na największe działo – cholera wie, jak to uruchomić. Ponadto w całym pokoju panował zaduch pomieszany z zapachem kurewsko słodkich perfum, które mdliły niemiłosiernie i powodowały odruch wymiotny na samo wejście. Frustracja Kaczmarczyka sięgała apogeum, ostatnie włosy na głowie jeżyły mu się jak wściekniętej hienie, kłykcie całe zbielały ze złości, twarz zzieleniała, z uszu kipiała większa para niż z chińskich gejzerów, a zęby zgrzytały jak piasek pod płetwami morsa! Jarząbek dał upust swym emocjom i zaczął krzyczeć wkurwiony wniebogłosy.
- Nie wytrzymam dłużej nerwowo!  Zatłukę je! Ubiję jak psa! – powtarzał w kółko.
- Oskar, co się dzieje? – wleciał zdyszany Gogol, mało co nie zabijając się o leżące na dywanie, różowiaste słuchawki Karoliny, w które się zaplątał. – Jasna cholera!
- Tu już nawet cholera nie pomoże. – skwitował załamany Jarząbek, podpierając się pod boki.
- Znowu coś odwaliły?
- Jeszcze się pytasz?! Nie widzisz tego jublu?! – Mieszko szybko ogarnął wzrokiem pokój i z ust wyrwało mu się jedynie krótkie:
- O kurwa.
- Panie Boże, daj mi cierpliwość, bo jeśli dasz mi siłę, to rozpierdolę to całe towarzystwo w pizdu!
- Ej, stary, wyluzuj! To tylko dzieciaki. – chciał uspokoić kumpla po fachu.
- Taa, dzieciaki… Chyba z Hitlerjugend! – podsumował swoje krewniaczki Oskar.
- Fakt, niezłe z nich ziółka. – przytaknął Jamal.
- Ziółka to ja muszę sobie zaparzyć i to szybko! 
- Panowie, co tak tu lamentujecie, hę? – Ignaczak niepostrzeżenie stanął pomiędzy statystykami i objął ich ramieniem. – Przecież dziś nie gramy z Ruskimi, nie musicie się tak zamartwiać o wyniki treningu.
- A w dupie mam Wasz trening! – podniósł głos zagorzały fan Barcy. – Zobacz, co te siksy robią ze Spałą! Totalny brak słów! Przez kolejne półtora tygodnia wysadzą ten ośrodek w trzy dupy i nie będziecie mieli nawet gdzie trenować.
- Osz… - libero pokusił się o jeszcze krótszy komentarz, niż Gogol, jednak po sekundzie namysłu, zaprezentował kolegom założenia taktyczne. – Dobra, a gdzie one mogą teraz być?
- A chuj jeden raczy wiedzieć. – odrzekł bez przekonania Jarząbek, już na totalnym wkurwieniu sięgając po papierosa.
- Macie jakieś hipotezy? – dodał Krzysiek, patrząc wyczekująco na pozostałą dwójkę.
- Nie, ale Ty masz pewnie przynajmniej ze trzy. – zironizował Dżamal.
- Dokładnie! Biorąc pod uwagę ich dotychczasowe poczynania i wybryki, stwierdzam, iż w tym momencie: a)  robią kolejną rozpierduchę na stołówce, szamocząc się ze wszystkimi po kolei jak popadnie, byleby tylko dostać się do koryta; b) siedzą u swojego „ulubionego” siatkarza Zbysia, praktykując na nim małe co nieco; albo c)  szlifują swój włoski z Winiarem, tudzież samym bossem Andreą.
- Igła, jak już przejdziesz na zasłużoną siatkarską emeryturę, wróżę Ci świetlaną przyszłość w barwach wojennego stratega. Bin Laden, Hitler i Stalin razem wzięci przy Tobie wymiękają. – Mieszko poklepał Krzysztofa po plecach w gwoli uznania, po czym zaczął się gardłowo śmiać, prezentując przy tym rząd swoich ślicznych, bieluteńkich ząbków.

Patrycja 

Niech to szlag! Wiedziałam, że ta pizda polazła zabawiać się ze Zbigniewem, no wiedziałam! Dobra, już nie mam jej za złe tego, że poszła, ale mogła chociaż powiedzieć, to zabawilibyśmy się razem w trójkąciku. Trójkąciku lepszym niż ten z serek z Hochlandu!
- My? My nic nie robimy! – zarzekała się Karolina.
- No właśnie. – poparł jej słowa Zbychu, puszczając następnie oczko w jej kierunku. A kutas myślał, że tego nie zauważę! – A Ty co, masz klapki na oczach jak koń i nie widzisz jak łazisz? 
- Sorry bardzo, ale uciekałam przed tym rudym bandzwołem Gumiakiem, bo chyba mu zalazłam za skórę.
- Nie tylko jemu. – rzucił Bartman, który w tym momencie z niezwykłą czułością i delikatnością pomagał wstać Karoli z podłogi, a ona niczemu nie protestowała i jeszcze na dodatek zalotnie się do niego uśmiechała. Cholera, czy oni coś brali? Jeszcze wczoraj skakali sobie do gardeł jak dwa wścieknięte koguty, a dziś emanuje z nich tyle uprzejmości? Kurwa, coś tu nie gra! 
- Wy coś ćpaliście? 
- Tak, talerze z żarciem na stołówce. – odparła z sarkazmem siostra. 
- Ale śmieszne, no po prostu boki zrywać. – zironizowałam, podnosząc swój zad z podłogi. 
- Karolinko, ja chyba zawołam braci sztruclów z noszami, bo coś mi się wydaje, że muszą Cię dokładnie opatrzyć po wypadku z tą rudą miotłą. – oznajmił Bartman, który w tym momencie poleciał, szybciej niż F16, po Bieleckiego i Antczaka.
- Może i jestem ruda, ale nie miotła! Ty za to masz wielkie odstające uszy jak słoń Trąbalski! – krzyknęłam za atakującym, a on w ripoście pokazał mi środkowy palec. Głupi piździarek.
- Wiesz, że dzisiaj sprałam dupę Kurkowi? – zapytała Karola, poruszając entuzjastycznie brwiami z radości.
- Słucham?! Mojemu największemu przyjacielowi?! – w wyniku chwilowej furii, pchnęłam ją z powrotem na ziemię, a co! Nie będzie mi tu Kurasia taranować.
- Jak sobie zasłużył to, kuźwa, musiał dostać po papie. – odpowiedziała z uśmieszkiem na twarzy, poprawiając sobie swoją fryzurę, którą ciężko było fryzurą w ogóle nazwać.
- Zrobiłaś krzywdę Bartkowi? Pojebało Cię? Przecież on jest taki delikatny i wrażliwy! Jak mogłaś?! Lecę go pocieszyć! – zostawiłam ją rozkraczoną na środku korytarza i pobiegłam ile sił w nogach, a raczej szpilkach, do pokoju rannego. 
- A idź w cholerę. – usłyszałam za plecami.
- Bartek! Bartuś! Bartusiuu! Kurasiuu kochany?! – darłam się po przekroczeniu progu jego lokum.
- Ja pierdole! Nie! Błagam, nie bij mnie więcej! – skulił się w pozycję embrionalną, chowając twarz w poduszkę, w obawie przed jakimkolwiek uderzeniem. – Obiecuję, że już nigdy nie nazwę Cię rudym lisem! – lamentował.
- Słucham?! Ej, no, to ja!
- No przecież widzę, że nie mamut! – wybełkotał w poduszkę. – Jeszcze Ci mało? 
- Jak ma mi być mało, jak my jeszcze nic nie zaczęliśmy? – spojrzałam na niego wyczekująco, aż normalnie wychylił łeb ze swojego tymczasowego bunkra.
- Ty nie jesteś Karolina? – zapytał bezbronnie jak małe dziecko. Jeszcze tylko brakowało tego, żeby włożył sobie kciuk do buzi i zaczął go ssać.
- Nie, to ja, Patrycja. – wytłumaczyłam, a on głęboko sobie odsapnął z ulgą i rozłożył się na łóżku. – podeszłam do siatkarzyka i usiadłam na niego okrakiem. – Wiesz, jak nas rozpoznać?
- Nie bardzo. – odparł zmieszany biegiem wydarzeń. 
- Jest coś, co nas różni. – spojrzałam na niego zalotnie, przejeżdżając palcem po jego klacie, która spokojnie mogłaby robić za podeszwy do butów. 
- A co takiego? – zapytał, przełykając gardłowo ślinę.
- Ja mam pieprzyk. – pochyliłam się nad głową Kranika i wyszeptałam mu do ucha najbardziej ponętnym głosem, jaki potrafiłam wymodulować.
- Ale gdzie, gdzie? – dopytywał zaciekawiony, oblewając się rumieńcem na twarzy, jednocześnie spoglądając w mój dekolt, bo pewnie myślał, że to gdzieś w tych rewirach. Normalnie czułam, że jego „męskość” rośnie w siłę!
- Na małym palcu prawej nogi. - skwitowałam, po czym zeskoczyłam z Zaworka i pobiegłam jeść, zostawiając go z rozłożonym masztem. Masztem, którego wstydziłaby się nawet najmniejsza żaglówka Kuśnierewicza.

Karolina

Ile razy już mówiłam, syczałam, mruczałam, wrzeszczałam, że nienawidzę swojej siostry? Da się to policzyć na palcach czterech kończyn wszystkich zgromadzonych w tym spalskim ośrodku osób? Szczerze mówiąc to wątpię, chyba że do grona ludzi zaliczylibyśmy jeszcze stado krów oddalone o niecały kilometr, ewentualnie ewenementy na głowie wujka Oskara, co, według niego, włosami się nazywają. 
Głupia, wredna, ruda małpa. Chyba powinnam zacząć przyjmować zasadę, że przebywanie w jej towarzystwie wymaga założenia na siebie czegokolwiek pancernego, jeśli nie chce się zniszczyć naskórka i narobić siniaków, w najgorszym wypadku odwalić kitę. Czy ona w ogóle ma uszy i posiada coś takiego jak rozumne myślenie, bo na wrażliwe serce nawet nie warto marnować śliny? Polemizowałabym, i to bardzo intensywnie. No tak, w końcu po co zostawić w spokoju poszkodowaną, skoro można ją jeszcze bardziej dobić, w ten fizyczny sposób, oczywiście, a w dodatku spierdolić do wielkoluda o mózgu wielkości orzeszka pistacjowego? Miłosierdzie jest po prostu nieopłacalne.
- Jezu kochany! - usłyszałam tylko to nadaremne wzywanie imienia Bożego, gdyż chwilę potem czyjeś wielkie łapska wrzuciły mnie na nosze. - Bartman, dlaczego nie powiedziałeś, że z nią aż tak źle?!
- Bo zanim po was poszedłem, jeszcze jako tako się trzymała! - para zielonych ślepiąt pojawiła się tuż nad moim czołem, mrugając z co najmniej podwojoną szybkością. - Jak się czujesz?
- Cudownie - zironizowałam, wdychając zapach kojarzący mi się z przychodnią lekarską. - A byłoby jeszcze lepiej, gdybyście przetransportowali mnie do Wrony po plasterki, a następnie zanieśli do pokoju.
- Po plasterki?! - Bieleckiemu o mało co gały z oczodołów nie wypadły. - Dziewczyno, tu trzeba zrobić badania, oddać się pod opiekę profesjonalnych lekarzy, a nie przykleić gówno warte materiały opatrunkowe!
- Ale mi nic nie jest.
- O tym to się dopiero przekonamy. Antczak, bierzemy ją.
Cóż, można by rzec, że na tym moja jakakolwiek rola się skończyła, gdyż wynieśli mnie do swojego małego szpitala, skrywanego pod nazwą "sala tortur". I na nic się zdało setne mruczenie, że z moją osobą wszystko w porządku, a jedyne, co by mi się przydało, to schłodzony ręcznik na głowę. Łysy terrorysta i jego wieloletnie doświadczenie wie lepiej.
Gdyby wywieźli mnie do takiego realistycznego i typowego szpitala, najprawdopodobniej nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Upchnęli najważniejsze szprzęty medyczne w tak niewielkim pomieszczeniu, nie wspominając już nawet o dwóch kozetkach, tak jak i patyczkach doustnych, w które się, skubani, zaopatrzyli. House byłby zadowolony, mając coś takiego w swoim mieszkaniu, laska do podpierania raczej nie byłaby już potrzebna.
Z tyloma świństwami do połknięcia, świeceniem różnymi cudami po oczach i grzebaniem we włosach niczym u fryzjera to ja pierwszy raz się spotkałam. Atrakcyjność wizyty - zerowa. Przynajmniej dla mnie. Bo Bartman miał zapewnione atrakcje od początku do końca, gdyż, zarzekając się, że zawsze chciał zobaczyć życie lekarskie od kuchni, dostał przyzwolenie na uczestniczenie w każdym możliwym badaniu. Szczerze? Już wolę swojego rodzinnego doktorka. Tam mam pewność, że na moje cycki patrzy tylko on i matka, a nie dodatkowa para ślepiąt, której tylko tego do pełni szczęścia brakowało.
- Skończyliście już? - dało się wyłapać w moim głosie nutkę zirytowania. W końcu ile można siedzieć na marne? 
- Prawie. Została nam tylko jedna rzecz, zapobiegająca jakiemukolwiek zakażeniu. Nie wiadomo, co za bakterie i inne paskudztwa Bartek nosi pod butami.
- A nie możecie tak po polsku?
- Ściągnij majtki, wtedy się dowiesz.
Nie tylko mnie ta fraza wprawiła w fazę szoku. Zielonooki również nie oszczędził sobie poznania bliżej tego uczucia, gdyż próbka glukozy nieszczęsnym trafem wylądowała na podłodze, turlając się wprost pod nogi Aleksandra.
- Zapomnij! Nie masz uprawnień ginekologicznych!
- Nie chcę ci grzebać w... tam z przodu. Zrobimy zastrzyk.
- Zastrzyk?! - aż mi zmieliło żołądek na dźwięk tego słowa. Igło, zarazo tego świata! - Oszaleliście?! Na dodatek w tyłek?! Nie pozwalam!
- Ty tu nie masz nic do gadania, dziecinko. Albo taki rodzaj ochrony, albo stopniowe zakażanie organizmu, w ostateczności nawet śmierć. Co wybierasz?
No i masz, postawili mnie między młotem a kowadłem. Szczerze? Zawsze chciałam się dowiedzieć, jak to jest umierać w męczarniach. Tyle że miałam zamiar się o tym przekonać za jakieś pół wieku, a nie w teraźniejszości.
- Zibi może trzymać cię za rękę, tak w razie niepokoju. W końcu nie pozwolimy mu stać po naszej stronie, jakaś prywatność jest.
Utłukłabym, przewiesiła przez gałąź drzewa, zamordowała z zimną krwią, gdyby nie rozczulające spojrzenie atakującego wraz z koślawym wyszczerzem. Jakoś tak gładko poszło, mimo iż musieli się trochę pomęczyć, bo za cholerę nie pozwoliłabym im oglądać mojego tyłka w całej okazałości, z fakturą oczojebnych majtek. Zabolało? Trochę tak. Ale za nic świecie nie złapałabym Bartmana za dłoń. Oczywiście w pełnej formie. Bo wykręcony palec się chyba nie liczy, nie?

***

Patex: Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać od akcji z Kurkosławem. :D Troszkę musiałam się nad nim popastwić, no bo chyba nikt nie myślał, że Patrycja będzie go tulić w swoich ramionach, nie? :P
Caroline: A ja jestem tak zamotana w swojej medycynie, że aż musiałam walnąć podobny wątek. Dobry Boże, nigdy więcej komunii i innych cudów! I nigdy więcej ścinania włosów, tęsknię za dłuższymi. :c

27 komentarzy:

  1. Wujaszek widze zaniemowil, pokoj klarownie urzadzony.... :D Zapach perfum w pomieszczeniu, jak podczas zawodow, czy przed treningiem; kazda sie psika. Ignaczak wie, gdzie ma sie znalezc i o jakiej poze, ale siatkarskiej emeryturki to mu narazie nie zycze. Zastrzyk w dupsko, ou. Bartmanowi sie niezle musial paluszek wykrecic :D Czyzbym byla pierwsza? *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. poRZe*. Telefonie, obiecuje, ze Ci urwe lepetynke.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z rozdziału na rozdział one odpierdzielają coraz lepsze akcje :P Akcja z Kurkiem hahaha

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko idiota ma porządek, geniusz panuje nad chaosem - zdecydowanie mi tutaj pasuje to określenie. Wujaszek się nie zna ten syf to taka moda wyznaczana przez Karolinę i Patrycję :). Bartman, Bartman, Bartman - kurwa jaki troskliwy wyszedł, a Karolcie to pewnie dupa będzie boleć, zastrzyk - ugh... :).

    OdpowiedzUsuń
  5. to dziewczyny niezły bajzel zdołały zrobić w przeciągu jednego dnia;p Patrycja pięknie podjudziła przyjmującego...biedny;) Zbysiu jaki troskliwy się znalazł, kto by pomyślał;)

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hitlerjugend! genialne okreslenie! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko ale to wasze opowiadanie jest wyjebane, tak na maxa pozytywnie :D
    Po prostu przeraża mnie moja wyobraźnia, na dodatek używacie tak dobrych określeń, że po prostu czuje się jakbym tam była i miała z tego niezłą polewkę :D Nie możecie tego przestać pisać, nigdy!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hahaha... Leże i kwiczę! ;3
    Patrycja, Ty niedobra! ;) Tak nad naszym Kurasiem się pastwić? On już sobie myślał nie wiadomo co, przed oczami miał już pewnie półnagą Patrycję, a ona sobie spierdoliła... Pipa jedna. ^_^
    A Karolina jaką opiekę miała. Ja cie pierdziele! ;D Tu zastrzyk, tu rączka.. W głowie mi się nie mieści. :D
    Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejny. ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja muszę ściąć włosy bo końcówki mi wyglądają jak wiechcie siana...Mówię wam nie czytajcie tego cokolwiek jedząc lub pijąc. Moja komórka wczoraj była w lekko mówiąc opłakanym stanie. Patex jak ty możesz się tak nad biednym Kurasiem pastwić :D A Mateusz to chyba nazywa się Kusznierewicz jeśli dobrze myślę o kogo chodzi ;) No chyba że to przekręcenie to tak specjalnie ;) Wizja pokoju bliźniaczek mistrzowsko opisana. Biedny Jarząbek co on z nimi ma :D I Mieszko :D Jak medycznie jakoś wstrętna nie jestem tak zastrzyków i innego babrania się z igłami nie cierpię szczerze. Po tym jak zidiociałe piguły w mojej przychodni pobierały mi krew a potem byłam w szpitalu na profilach endokrynologicznych. Utrzymując wenflon ponad dobę w moich jakże cienkich i lichych żyłkach można dostać pierdolca. Zmaltretowali Karolcię trochę, za to Zbysław miał na co popatrzeć :D Oj dziewczyny nawet nie wiecie jak bardzo poprawiacie humor ;)
    xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj Oskar się zdenerwował, nie na żarty ;) Ciekawe co on uczyni w związku z tym bałaganem u dziewczyn w pokoju? A Akcja z Kurasiem jak najbardziej mi się podoba :D:D Biedny Bartuś, biedny ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Komunia to największe zło świata. Do dzisiaj czuje to niedzielne przejedzenie:)
    Matko Bosko, przez chwilę myślałam, że jednak zaistnieje akcja na linii Patrycja- Kurek. Moje rozczarowanie jest przeogromne...
    A z burdelem w pokoju mogę śmiało konkurowac :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Dla mnie ten jedne wykręcony palec znaczy więcej niż cała dłoń. Oj oni się lubią i to bardzo :)) Biedna Karola, ja to bym nawet do takiego prowizorycznego szpitala nie poszła, samo to słowo mnie odrzuca. Kurek i ta jego naiwność. Tak powiedz facetowi że sie gdzieś ma pieprzyk a jemu w głowie same nieczyste myśli. Oskar to jest biedny, niech on się lepiej dostosuje bo widać że reszta jakoś daje radę z bliźniaczkami tylko on nie :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Kaaaaaaaaarooooooooooolaaaaaaaaaaaa<3
    buuurdeeeeeeeel <3
    iśka

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziewczyny nie wiem jak to robicie, ale wasze opowiadanie tak łatwo i przyjemnie się czyta, że szok :D
    Dziena za to że to tworzycie i pozdro z Wawy

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeszcze kilka takich wybryków, a rude klony zostaną wywalone na zbitą twarz. Wujaszek jak na razie i tak ma do nich anielską cierpliwość.
    Kuraś, Kuraś. O czym ty myślisz. Że niby gdzie ten pieprzyk miał być? Naiwność z niego aż kipi. A Bartman? Już widzę jak ślinił się na samo wspomnienie o gołym tyłku przygotowanym do zastrzyku. Wykręcony palec? Tylko jeden? Zawiodłam się! ;p
    Caroline, spoko! Ja też jeszcze miesiąc temu lamentowałam, że po cholerę ja opitoliłam włosy, a teraz nie wyobrażam sobie, że mogłabym ich nie opitolić ;D Przyzwyczaisz się :) Patex: jesteś złą kobietą! Nie dajesz Kurasiowi odpocząć ;p

    Buziaki, E. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Pieprzyk na palcu mnie rozwalił. Umarłam.
    Zastrzyk. Biedna Karolina :<
    I biedny Oskar, biedny.

    OdpowiedzUsuń
  17. Hahahahahah xD Akcja z Kurkiem rozpierdzieliła mnie totalnie. Leżę i kwiczę. Biedny Oskar... Niechże się trzymie tam jakoś, chociaż szczerze w to wątpię... Nie ma jak zastrzyk w dupsko. Popieram, trzeba się poznęcać nad Zbigniewem wykręcając mu palce :P czekam na kolejny pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
  18. biedny Bartuś, no jak tak można go było rozbudzić i zostawić?? w dodatku z masztem!! Zbyś biegnący po pomoc skojarzył mi się z Albercikiem z "Seksmisji", który wchodził na Emmę, by wykonać jej sztuczne oddychanie :D MIESZKO !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. A moja babcia twierdzi, że ja mam bałagan w pokoju :P Chyba trzeba jej pokazać pokój bliźniaczek to stwierdzi, że ja mam jednak porządek :D
    Patrycja to nie ma serca żeby Kurka wystawiać na takie tortury. Biedny niestety poległ :D Oj Bartku, Bartku ;) Blee nie lubię zaszczyków i na samą myśl mi niedobrze bo mi się przypomina zaraz jaki musiałam wziąść zaszczyk w szpitalu na Ukrainie który wyglądał jak przedwojenny, a pielegniarka nie umiała go zrobić :D

    OdpowiedzUsuń
  20. One chyba naprawdę rozpieprzą Spałę. Albo uratują...
    Nie strasz, komunia u mnie za tydzień i do tego z samego rana, więc cały dzień będzie zmarnowany...

    OdpowiedzUsuń
  21. Totalnie i całkowicie- zajebiste :D

    OdpowiedzUsuń
  22. O matko xd Ta akcja z Kurkiem rozwala system :D No Patka, jak ty mogłaś mu to zrobić, co? ;d On już tak się nastawił na pieprzyk w zupełni innym miejscu niż palec ;p
    Oj biedny ten Oskar. Co te rude istoty robią z jego cierpliwością? ;d Aż mi się go szkoda robi ;p
    Zastrzyków się nie boję, gorzej z krwią ;d No ale, gdyby podczas takiego zabiegu miałby być obecny Bartman, któremu na samą myśl o tym cieknie ślinka, to bym nie pozwoliła :D Dlatego brawo dla Karoli! :D
    Pozdrawiam serdecznie, Kinga ;*

    OdpowiedzUsuń
  23. Przepraszam dziewczynki, że dopiero teraz komentuję :( Nie mam nic na swoje wytłumaczenie... Ale co mogę to nadrabiam;) Uraczyło mnie w tym opowiadaniu to,że nie ma tu miłości. Zero harlekinowych romansów. Liczę, że tak pozostanie, bo na każdym kroku nabijam się na buziaczki i inne pierdoły xD rzygam! :D A tutaj jest lekko, śmiesznie, bardzo śmiesznie i fajnie :)))
    Tak trzymać! :)
    Pozdrawiam, F. :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Szczere kondolencje dla Oskara ;) Chłop na z nimi same problemy ;)
    No a ta akcja z Kurkiem - Mistrzostwo <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Hahahahah no nie mogę! Nasze diabelne bliźniaczki sieją postrach w tej Spale oj sieją :D Ale przynajmniej panowie nie mogą narzekać na nudę, a Bartosz hahahaha no z niego to nie mogę :D Pozdrawiam i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  26. Cudowne :)
    A ta akcja z Kurkiem, mistrzostwo świata!
    zapraszam do siebie , dopiero zaczynam :) http://odnajdujeswojaprzeszlosc.blogspot.com/
    Nie mogę się doczekać kolejnego wpisu :))

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja na początku przeproszę za moje okropne zaległości.
    Co do rozdziału to znowu rozwaliłyście system. Teorie i domysły Igły byłe mega! Chciałabym zobaczyć minę Jarząbka jak wparował do ich pokoju :D No i ta akcja z Kurkiem to także mistrzostwo świata!

    OdpowiedzUsuń