Zastanawiał
się ktoś kiedyś, co robią siatkarze i cała reszta sztabu zaraz po zakończeniu
treningu? Nie? No, to zaraz się dowiecie…
Kapitan
reprezentacji udaje się na dywanik do trenera, bo niestety, ale po dzisiejszym
poziomie skuteczności, to „Murator” nie chciałby podpisywać z nim żadnego
kontraktu.
Fabian wsiada na pierwszy lepszy rower „zaparkowany” pod zadaszeniem i jedzie do oddalonego o dziesięć kilometrów Lidla po swój ulubiony szampon.
Włodi siada przed powiększającym lusterkiem, zakłada długie rękawice inseminacyjne i przystępuje do akcji wyduszania syfów na twarzy.
Weteran Zagumny ściąga spodenki, bierze w dłoń nożyce i robi wycinanki, gdyż wewnętrzna szorstka siateczka odrapała mu świeżo wydepilowane jajka.
Rucek odpala lapka i standardowo trzepie w Warcraft'a, nie przejmując się w ogóle wiecznie balującą żoną. Ziomek – jak na prawdziwego sommeliera przystało - otwiera butelkę winiacza za 2.99.- z pobliskiego kiosku i analizuje jego konsystencję, niuchając opary.
Winiar korzysta z darmowego Internetu LTE i już na samą myśl, że zobaczy się z małym brzdącem, cieszy mu się gębusia, a tu boom! – zamiast Olusia jest teściowa, i to jeszcze w samej bieliźnie!
Igła bierze aparat, kamerę i wszystkie inne sprzęty multimedialno - rejestrujące, po czym zapierdziela na swoich króciutkich nóżkach do centrum na kawę – Kubiak niestety tym razem odmówił wspólnego wyjścia, gdyż ma już dość pierdolenia kadrowego Makłowicza na temat okolicznych budowli; o tym to sobie może poczytać w spokoju na Wikipedii.
Kłos i Wrona nie tracą ani chwili i zbierają ekipę w postaci Zatora, Boćka, Haina i Wierzbowskiego, po czym biegną w ekspresowym tempie na basen, aby nakręcić tam kolejny odcinek swojej bitwy – tym razem będzie to konkurs na wykonanie najlepszego Harlem Shake’a pod wodą wraz ze swoją drużyną! Biedny Wojtaszek, jak zwykle zresztą, zostaje wrobiony w udokumentowanie tegoż całego cyrkowego przedstawienia, aby później wrzucić je kibicom na Fejsa do oceny.
Dalej – Oskar buszuje po allegro w poszukiwaniu nowych gadżetów FC Barcelony, swoją drogą, tak już przesiąkł tym teamem, że może najwyższy czas, by zmienić barwy klubowe pod względem zatrudnienia? Tam przecież też przyda się chomikowaty statystyk, mający zdolność posługiwania się kamerą cyfrową!
Gardini standardowo gwałci swój długopis, wyjmując go z ust tylko wtedy, kiedy przychodzi pora jedzenia albo kiedy chce się napić lampki wina ze swoim włoskim przyjacielem, kotem Fetticio.
Jarski pisze na opakowaniu od ciastek tekst przemówienia, jakie chciałby wygłosić w konsulacie, trzykrotnie podkreślając, jak bardzo się „cieszy”, że musi tam iść.
Vanny uczy się scenariusza do filmu, w którym ma wziąć udział tuż po zakończeniu swojej pracy z siatkarzami, gdzie będzie grał główną rolę – włoskiego krętacza i szefa wielkiej mafii. Cóż, te rozbiegane oczy i cwaniacki uśmieszek mówią same za siebie…
A Bartman… Bartman zaraz po treningu leci do swojego pokoju, by zrzucić śmierdzące ciuchy i wskoczyć pod prysznic. Tak, ten laluś odczuwał wieczny, katastrofalny dyskomfort czując jak setki kropli potu zlatują mu po plecach i po dupie. Adonis, Piękniś, Bóg Seksu, Alvaro, Pedancik – takim właśnie mianem określają go panie sprzątaczki ze Spały, które nie ukrywają tego, iż mają do niego swego rodzaju słabość. Bo ileż to razy się zdarzyło, że podglądały go z ukrycia, kiedy ten przebierał się w szatni? Ileż razy wzdychały do niego potajemnie, widząc jak pręży swe mięśnie i muskuły, katując się na przyrządach w siłowni? Ileż razy się kłóciły między sobą o to, która z nich pójdzie posprzątać ten słynny pokój 376? Ileż razy specjalnie przedłużały czas robienia porządków w jego łazience, by spędzić tam możliwie jak najwięcej minut i narkotyzować się nieziemskimi i powalającymi na nogi zapachami jego perfum? No właśnie… Jak się zatem okazuje, boski Zibi działa pobudzająco nie tylko na młode laski, ale także na kobiety w sile wieku! To dobrze, czy źle?!
Fabian wsiada na pierwszy lepszy rower „zaparkowany” pod zadaszeniem i jedzie do oddalonego o dziesięć kilometrów Lidla po swój ulubiony szampon.
Włodi siada przed powiększającym lusterkiem, zakłada długie rękawice inseminacyjne i przystępuje do akcji wyduszania syfów na twarzy.
Weteran Zagumny ściąga spodenki, bierze w dłoń nożyce i robi wycinanki, gdyż wewnętrzna szorstka siateczka odrapała mu świeżo wydepilowane jajka.
Rucek odpala lapka i standardowo trzepie w Warcraft'a, nie przejmując się w ogóle wiecznie balującą żoną. Ziomek – jak na prawdziwego sommeliera przystało - otwiera butelkę winiacza za 2.99.- z pobliskiego kiosku i analizuje jego konsystencję, niuchając opary.
Winiar korzysta z darmowego Internetu LTE i już na samą myśl, że zobaczy się z małym brzdącem, cieszy mu się gębusia, a tu boom! – zamiast Olusia jest teściowa, i to jeszcze w samej bieliźnie!
Igła bierze aparat, kamerę i wszystkie inne sprzęty multimedialno - rejestrujące, po czym zapierdziela na swoich króciutkich nóżkach do centrum na kawę – Kubiak niestety tym razem odmówił wspólnego wyjścia, gdyż ma już dość pierdolenia kadrowego Makłowicza na temat okolicznych budowli; o tym to sobie może poczytać w spokoju na Wikipedii.
Kłos i Wrona nie tracą ani chwili i zbierają ekipę w postaci Zatora, Boćka, Haina i Wierzbowskiego, po czym biegną w ekspresowym tempie na basen, aby nakręcić tam kolejny odcinek swojej bitwy – tym razem będzie to konkurs na wykonanie najlepszego Harlem Shake’a pod wodą wraz ze swoją drużyną! Biedny Wojtaszek, jak zwykle zresztą, zostaje wrobiony w udokumentowanie tegoż całego cyrkowego przedstawienia, aby później wrzucić je kibicom na Fejsa do oceny.
Dalej – Oskar buszuje po allegro w poszukiwaniu nowych gadżetów FC Barcelony, swoją drogą, tak już przesiąkł tym teamem, że może najwyższy czas, by zmienić barwy klubowe pod względem zatrudnienia? Tam przecież też przyda się chomikowaty statystyk, mający zdolność posługiwania się kamerą cyfrową!
Gardini standardowo gwałci swój długopis, wyjmując go z ust tylko wtedy, kiedy przychodzi pora jedzenia albo kiedy chce się napić lampki wina ze swoim włoskim przyjacielem, kotem Fetticio.
Jarski pisze na opakowaniu od ciastek tekst przemówienia, jakie chciałby wygłosić w konsulacie, trzykrotnie podkreślając, jak bardzo się „cieszy”, że musi tam iść.
Vanny uczy się scenariusza do filmu, w którym ma wziąć udział tuż po zakończeniu swojej pracy z siatkarzami, gdzie będzie grał główną rolę – włoskiego krętacza i szefa wielkiej mafii. Cóż, te rozbiegane oczy i cwaniacki uśmieszek mówią same za siebie…
A Bartman… Bartman zaraz po treningu leci do swojego pokoju, by zrzucić śmierdzące ciuchy i wskoczyć pod prysznic. Tak, ten laluś odczuwał wieczny, katastrofalny dyskomfort czując jak setki kropli potu zlatują mu po plecach i po dupie. Adonis, Piękniś, Bóg Seksu, Alvaro, Pedancik – takim właśnie mianem określają go panie sprzątaczki ze Spały, które nie ukrywają tego, iż mają do niego swego rodzaju słabość. Bo ileż to razy się zdarzyło, że podglądały go z ukrycia, kiedy ten przebierał się w szatni? Ileż razy wzdychały do niego potajemnie, widząc jak pręży swe mięśnie i muskuły, katując się na przyrządach w siłowni? Ileż razy się kłóciły między sobą o to, która z nich pójdzie posprzątać ten słynny pokój 376? Ileż razy specjalnie przedłużały czas robienia porządków w jego łazience, by spędzić tam możliwie jak najwięcej minut i narkotyzować się nieziemskimi i powalającymi na nogi zapachami jego perfum? No właśnie… Jak się zatem okazuje, boski Zibi działa pobudzająco nie tylko na młode laski, ale także na kobiety w sile wieku! To dobrze, czy źle?!
Ale powracając
do głównej myśli… Kiedy taki świeżutki oraz pachnący dziką Amazonią Zbyszko już
opuszcza kafelkowe pomieszczenie z ręcznikiem obwiązanym wokół bioder, za
każdym razem podziwia piękno swojego idealnie wyrzeźbionego ciałka. Nie byłoby
w tym nic dziwnego, gdyby nie brał do grabuli dezodorantu i nie darł na całą
epę mordki, śpiewając:
- Czy Cię ryli
poperdolyło? – rzucił zaraz na wejście Misiek, współlokator, modulując głos,
niczym, wszystkim dobrze znana, Dżoana.
- Jeszcze nie,
a co? – odrzekł, wyszczerzając rząd powykrzywianych zębów.
- Czasami sobie
zbyt mocno nie wlewasz, Panie Narcyzie?
- Ależ skąd,
ja wychodzę z założenia, że każdy prawdziwy mężczyzna powinien znać swoją
wartość i nie ukrywać tego, co ma pod koszulką.
- I Ty na ile
się, przepraszam, oceniasz?
- W skali od 1
do 10, to na 9.
- Uuu –
zabuczał zawiedziony. – Dlaczego nie dałeś sobie maxa? Co się z Tobą dzieje,
ej? Tylko 9? – ironizował.
- Bo 9 to mój
numerek na koszulce, a ja jestem wierny swojej marce. – uśmiechnął się
fałszywie jak ten Kot z „Alicji w Krainie Czarów.”
- No tak,
widzę, że wszystko musi być: „ZB9.” – westchnął, lokując swoją szanowną dupę na
łóżku. – Aśka przyjeżdża, że się tak pindaczysz przed lustrem?
- Oszalałeś? –
zapiszczał w swój charakterystyczny sposób. – Na chuj mi ona?
- No nie wiem,
myślałem, że się pogodziliście.
- Nie,
dziękuję. Nie wiesz, że nie wchodzi się dwa razy do tego samego rowu?
Patrycja
Boże, to, co
się działo ostatnimi czasy, to był jakiś obłęd! Dla świętego spokoju Bandyty Olka,
pogodziłam się z siostrą, choć w gruncie rzeczy nadal byłyśmy na ścieżce
wojennej. I dobrze, przynajmniej miałam trochę spokoju. Kuźwa, wręcz
uwielbiałam te chwile, kiedy Karolina wpierdalała się w moje sprawy i kiedy za
każdym razem robiła mi na złość! Ale na całe szczęście Pan Maser ją odpowiednio
ustawił, za co ja byłam mu wdzięczna, a ona śmiertelnie na mnie obrażona.
Finalnie zaowocowało to czterdziestoośmiogodzinnym nie odzywaniem się do mnie.
Czaicie to? Calutkie dwie doby bez tego jej narzekania, jojczenia,
pierdzielenia o dupie Maryni; bez bezmyślnego chlastania ozorem, bez świńskiego
śmiechu, bez czytania erotyków po nocy; bez śrutowania pięciu sztuk snickersów
na jedno posiedzenie, bez puszczania podkołderników jadowitych, bez kurwowania
i bekania po wypiciu hektolitrów coli. O, jakże to były miłe, dwa tysiące
osiemset osiemdziesiąt osiem minut, dla mnie i moich uszu! Dziękowałam w głębi
duszy Wszechmocnemu za tę recydywę Bieleckiego i za jego wstawiennictwo za moją
skromną, niewinną osóbką. Przysługę jestem mu chyba winna, ale, kurtwa, co ja
mogę mu zaoferować? No, bo przecież loda nie wypada…
Niestety,
dobre czasy się skończyły. Wspominałam już, że moja siostra jednak długo nie
umie trwać w milczeniu? Jeśli nie, to teraz mówię. Zresztą, to i tak jest jej
wielki, osobisty i życiowy sukces; co więcej – wydaje mi się, że ktoś powinien
wpisać tenże wyczyn do Księgi Guinessa!
Leżałam sobie
wygodnie na brązowej sofie w hallu. Melepeta nadal robiła na drutach, ale tym razem
wełniane stringi, a nie prezerwatywy – chyba już nie ma takiego zbytu na te
środki plemnikobójcze. Pomimo swojego skupienia, przypominającego koncentrację podczas
posiedzenia na klopie, spoglądała bacznie na mnie kątem oka, co bym czasami
czegoś nie zrobiła, albo czegoś nie zniszczyła. Ja miałabym wywinąć jakiś
numer? Ja?! Wzór Anioła Stróża, godny naśladowania? Por favor! I kiedy tak
sobie beztrosko leżakowałam, wpatrując się w nawet przystojnego ogrodnika
przycinającego żywopłot przed wejściem, nagle nad głową usłyszałam jazgot
Karoliny.
- Nie śpij, bo
Ci ślepia wygniją!
- Nie śpię,
tylko podziwiam… widoki.
- Widoki,
yhym, jasne…
- Już Ci
przeszło? – zmieniłam szybko temat, chcąc uniknąć serii pytań dotyczących
pracownika w ogrodzie.
- Ale co mi
miało przejść?
- No przecież
nie sraczka!
- Skąd wiesz,
że mi nie przeszła? – zapytała zszokowana.
- Boże, Ty
widzisz i nie grzmisz… - schowałam twarz w dłoniach, bo to chyba jedyna
czynność, jaką mogłam teraz wykonać. Wszystko inne mi opadło. - Nie obchodzi mnie
Twoja sraczka!
- A co?
- Obrażanie
się na mnie.
- Przeszło,
nie przeszło, chuj z tym.
- To po co
przyczłapałaś tutaj swój wielki zadek?
- Ej, ej,
tylko nie wielki! Mam do Ciebie sprawę. – uniosłam brew w niemałym zdziwieniu i
czekałam, aż ta ruda miotła mi powie co wymyśliła. – Słyszałaś, że te drągi
urządzają dziś w sali kinowej wieczór karaoke?
- Nie, i co w
związku z tym? – rzuciłam zupełnie obojętnie, choć nie powiem, bo w głowie
roiło mi się więcej pomysłów, niż mrówek po wetknięciu kija w ten ich czarny
kopiec.
- No jak to
co?! – fuknęła niemalże obrażona. – Będzie disco, zabawa, kupa śmiechu i
piweczko! Ja nie odpuszczam i idę!
- A zaprosili
Cię chociaż? – prychnęłam kartkując jedną z gazet leżących na stoliku obok
kanapy.
- No właśnie
sęp w tym, że nie. – jej euforia momentalnie spadła poniżej zera.
- Chyba sęk.
- Co?! O czym
Ty, kierwa, do mnie pierdolisz?
- Nie mówi się
„sęp”, tylko „sęk.”
- Ojejku, też
mi wielkie przejęzyczenie… - wywróciła teatralnie oczami i opadła na sofę obok
mnie. – A w ogóle, to od kiedy Ty jesteś taką humanistką, strzegącą poprawnej
polszczyzny, co?
- Wystarczy,
że…
- Tak, tak,
wiem… Wystarczy przebywać często w towarzystwie Kubiaka, bla bla bla.
- Jak wiesz,
to po jasną piczkę Asi się pytasz?
- Chciałam się
tylko upewnić. Poza tym, skąd wiesz, że piczka Asi jest jasna?
- Bo jej na
solarium sobie raczej nie spali na wiór. – prychnęłam.
- Fakt. Dobra,
to idziesz ze mną, czy nie?
- Oczywiście,
że idę! Jakże mogłabym przepuścić taką okazję?! Zaznajom się z listą songów na
mojej mp3, przyda Ci się. – zaśmiałam się szyderczo i przybiłam z nią
piąteczkę.
*
Popołudnie
zleciało w kurewsko szybkim tempie, szybszym niż struś pędziwiatr obiegający
trzydziesty piąty raz pustynię Gobi. Ubrałyśmy się stosownie do rangi
siatkarskiego afterparty – czytaj: obcisłe miniówki, ukazujące przy pochyleniu
się koronkowe stringi, bluzki eksponujące nasze niemałe miseczki, no i
oczywiście szpilki, bez których nie byłoby tego całego uroku. W iście radosnych
humorach powędrowałyśmy do miejsca, gdzie rzekomo miało się odbywać karaoke,
ale oczywiście byłoby nieważne, gdybyśmy po drodze nie natknęły się na
rozwścieczonego Gumę. Ktoś biedakowi podpierdolił pastę do kielców i teraz nie
ma czym wyszczotkować swojego, już i tak, zubożałego uzębienia. Och, jakże mi
przykro z tego powodu, naprawdę…
Dziesięć
metrów dalej Bartman latał po korytarzu w samych gaciach, ale czemu mnie ten
widok w ogóle nie dziwi? Chyba już się przyzwyczaiłam do tego, że on dzień w
dzień paraduje w obcisłych bokserkach, myśląc, że ma najcudowniejszego i
największego fiuta na świecie. Tym razem jego szorty nie wróciły z pozostałą kupką
prania i robił wielkie dochodzenie kto, gdzie, jak i kiedy dopuścił się tegoż
karygodnego czynu. Współczuję kobietom w pralni – oglądać, wąchać, ba!
dotykać!, jego opierdziałych i ubrudzonych spermą gaci – blee! Nie dotknęłabym ich
nigdy w życiu, nawet, gdyby ktoś mi za to zapłacił milion dolców! Ominęłyśmy go
więc szerokim łukiem, nie wdając się nawet w dyskusję, bo widząc jego poziom
wkurwienia, każde nasze słowo mogłyby wywołać trzecią wojnę światową,
organizowaną w spalskim lesie. Zjechałyśmy windą na parter, o dziwo Karolina
ani nikogo nie orzygała, ani nie zadowalała się po drodze marchewką, co było
dla mnie wielkim zdziwieniem i nowością!
Z „kinówki”
dochodziły już znane i nieznane melodie, dlatego postanowiłyśmy nie psuć sobie frajdy
i przyczaiłyśmy się w kącie, by nas nie zauważyli.
Kłos i Wrona,
jak na dwóch głupków przystało, parodiowali wielki hit Vengaboys, drąc się na
całą japę: ”Bum, bum, bum, bum! Walimy
się bez gum, wsadzamy w dupę plastik, czujemy się fantastik!”
Chwilę później
Konar z Fabianem spróbowali swoich sił w tłumaczeniu na polski jakichś rumuńskich
hitów tego lata, należących do niejakiego Sandu Ciorba i przy okazji sprawdzali
cierpliwość Kubiaka. „Dalej lej lej lej lej
kielona, bo mi sprzedał gonga, dzika Dzika bomba!” Też mi znawcy rumuńskiego!
W międzyczasie
do ekipy dołączył wcześniej spotkany przez nas okocimski piwowar Zbysław; Zagumny
z nieświeżym oddechem i resztkami maku z drożdżówki w zębach; część sztabu, no
i oczywiście Nowakowski, który jak zwykle nie mógł się zjawić o wyznaczonej
godzinie, bo MIAŁ PRANIE.
Pałeczkę
przejął DJ Winiar, który nie czekając ani chwili dłużej, zaczął wykonywać swój
cover „Impossible” i, kurwa, muszę z
ręką na sercu przyznać, że chyba tylko jemu w tej całej ekipie, słoń Trąbalski nie
nadepnął na ucho!
Narzeczony
Królowej Śniegu coś nie bardzo miał ochotę na śpiewy i jajcarstwo, dlatego
siedział osamotniony na jednym z granatowych foteli i dumał niczym Telimena w
swojej świątyni. Nie było Andersona, a jak wiadomo, tylko z nim Bartuś potrafi
się bawić w klubach karaoke!
- Dobra
Panowie, widzę, że macie totalny nieogar! Ja Wam pokażę, jak się śpiewa! –
wyskoczyłam z ukrycia jak gazela, nie mogąc już dłużej znieść tego fałszowania
Zbycha i Kosy, tego piszczenia Wiśni i Zatora, przeplatanych ogólnym przekrzykiwaniem
się całej reszty. – Siadać i słuchać! – podpięłam swój sprzęt do aparatury, by
mieć podkład i chwyciłam za mikrofon.
[♪] | |
Zbyszek ptaszka miał na schwał,
Winiar slipki też nieźle wypchane.
Piter śmiesznie mówił: „ciao”,
gdy się mijał w sypialni z Konanem.
Kurek chciał się wszędzie kłaść,
Zati zawsze mówił, że to już ostatni raz,
Guma błagał o ciszę, gdy pogrążał się we śnie,
a Włodarczyk podrywał mnie.
Piękni jak czołgi pod pewnymi względami,
jak pola ogórków,
jak kiosk z bananami.
Z Dzikiem mogłam przez pięć dni,
z Kosą też, bo mieszkał dosyć blisko,
a gdy Możdżi nie mógł przyjść, wtedy chętnie robiłam to z Wiśnią.
Jarskiego bary to był szał!
Pan Ignaczak korzonków częste ataki miał.
Wrona z Kłosem ciągle głodni, tak, że mogliby mnie zjeść,
Winiar slipki też nieźle wypchane.
Piter śmiesznie mówił: „ciao”,
gdy się mijał w sypialni z Konanem.
Kurek chciał się wszędzie kłaść,
Zati zawsze mówił, że to już ostatni raz,
Guma błagał o ciszę, gdy pogrążał się we śnie,
a Włodarczyk podrywał mnie.
Piękni jak czołgi pod pewnymi względami,
jak pola ogórków,
jak kiosk z bananami.
Z Dzikiem mogłam przez pięć dni,
z Kosą też, bo mieszkał dosyć blisko,
a gdy Możdżi nie mógł przyjść, wtedy chętnie robiłam to z Wiśnią.
Jarskiego bary to był szał!
Pan Ignaczak korzonków częste ataki miał.
Wrona z Kłosem ciągle głodni, tak, że mogliby mnie zjeść,
a Fabian na swym rumaku wieźć.
Piękni jak czołgi pod pewnymi
względami,
jak pola ogórków,
jak kiosk z bananami.
jak pola ogórków,
jak kiosk z bananami.
Andrea to przystojniak,
Mieszko też, bo brunetów bardzo
lubię.
a gdy Rafciu masuje, wtedy i do
niego bluesa czuję.
Vanny ciągle walił se pstrąga,
lecz jego uroda mnie w ogóle nie
pociąga.
Pan Bielecki w mej obronie wstrzymał
już wiele bójek,
a Kaczmarczyk to mój wujek.
- O, kurwa. Ja
się do nich nie przyznaję! – mruknął zrezygnowany statystyk, zasłaniając dłonią
oczy.
Kopary opadły.
Wszystkim. Karo jako jedyna biła mi brawo, reszta trwała w osłupieniu i niedowierzała.
Odłożyłam mikrofon i z uśmieszkiem triumfu na twarzy zeszłam z podwyższenia.
- Sama to
wymyśliłaś? – dopytywał Ignaczak.
- Sama, a bo
co?
- A to jest,
przepraszam, oparte na bazie własnych przeżyć i doświadczeń? – dodał nieśmiało
Ziomek.
- A jak
myślisz?
- Śmiem
przypuszczać, że tak…
- A może byś
tak o sobie coś zaśpiewała, a nie tylko jechała po nas, co?! – wtrącił swoje
trzy grosze zirytowany Batman.
- O sobie?
Proszę bardzo, mówisz i masz. – wróciłam na „scenę” i kiwnęłam ręką w stronę
Karolci, by podeszła do mnie. – Bierz mikrofon.
- Co Ty
odpierdalasz?! Pojebało Cię do reszty?! – syczała przez zęby.
- Dobrze
wiesz, co. Zaraz im przedstawimy mega utwór o siostrach Kaczmarczykównych. –
wykrzywiłam usta w cwaniackim uśmiechu i ponownie podpięłam swoją mp3 do sprzętu
multimedialnego znajdującego się na wyposażeniu sali kinowej.
- Ale co ja
mam, do kurwy nędzy, robić? – warczała zdezorientowana. Boże, ona naprawdę
pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co robić! Poczułam ogromną satysfakcję,
mając ten jeden jedyny raz nad nią przewagę.
- Podwiń
kieckę, wypnij cycki i ruszaj bioderkami przed chłopakami, chyba jeszcze to potrafisz
robić, nie?!
- No rejczel.
– obdarowała mnie piorunującym spojrzeniem, po czym poprawiła części swojej garderoby
i zeskoczyła ze schodka.
- Panowie,
przygotujcie się na dużą porcję seksu. – zapowiedziałam ponętnym głosem.
- I Wy chcecie
ten seks niby zaprezentować, tak? – zakpił specjalista od reklamy deserków,
rycząc ze śmiechu jak niedorozwinięty.
- Jeszcze
zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni, Panie Kypek! – burknęłam pewna siebie.
- Te, Kurson,
uważaj se! Jeszcze nie wiesz, co one potrafią! To znaczy… ja wiem, co Pati
potrafi!
- A potrafi? –
dopytywał zaciekawiony Włodi, który do dziś jest znienawidzony przez Fabiana za
dostarczenie mu szamponu koloryzującego zamiast L’Oreala.
- Stary… I to
jeszcze jak! – odrzekł dumnie Dziku, rozsiadając się wygodnie w fotelu i zakładając
ręce za szyję, szczerząc się przy tym, jak głupi do sera. Na wspominki mu się
zebrało, czy jak?
[♪] |
My bliźniaczki wiemy jak użyć
mowy ciała,
wiemy jak poruszać tym, co mama w
genach dała,
to jest ta Kaczmarczyków krew,
to jest ta uroda i wdzięk!
Mamy to, czego nie ma nikt inny,
cenimy ten naturalny kształt,
wódka nie lepsza od Patki i Karoliny,
najlepsze u nas, cokolwiek byś chciał!
My na ojcowskiej śmietanie chowane,
delikatne, rumiane jak chleb.
nie ma lepszych od Kaczmarczyka bliźniaczek,
ten, kto widział i próbował, ten wie!
cenimy ten naturalny kształt,
wódka nie lepsza od Patki i Karoliny,
najlepsze u nas, cokolwiek byś chciał!
My na ojcowskiej śmietanie chowane,
delikatne, rumiane jak chleb.
nie ma lepszych od Kaczmarczyka bliźniaczek,
ten, kto widział i próbował, ten wie!
- Cofam to, co
powiedziałem pięć minut temu. – wydukał Rycerzyk Monte i przełknął gardłowo
ślinę.
- No i co, Bartusiu, łyso Ci?
- Dużo mu do
tego nie brakuje, przecież widać na kilometr, że ma większe zakola na łbie niż Nil w Afryce. – odpowiedział za niego
Nowakowski. No patrzcie, jaki on dowcipny! Mało się skubany odzywa, ale jak już
coś powie, to kurwa wszyscy leżą i kwiczą ze śmiechu!
- Jeszcze ktoś
ma jakieś wątpliwości, co do nas i naszych wdzięków? – zapytałam dumnie
zgromadzonych.
- Ja… - burknęła połowa Zbychiała.
- Ty? Ty się,
Bartman, nie odzywaj!
- Bo co?
- Bo jak
trzęsłam przed Tobą cyckami, to namiot Ci się rozstawił szybciej, niż na
harcerskim biwaku!
Karolina
Nigdy nie sądziłam, że jakiekolwiek karaoke pobije nasze pamiętne wyjce w szóstej klasie podstawówki, kiedy to z Patką bez obiadu wpierdoliłyśmy się do szkoły, nażarłyśmy malin kupionych za ciężko zarobione przez niedoszłych gimbusów pieniądze niczym pies naszej babki po odbyciu kary za wyrwanie sztachety w płocie, a w następstwie na końcu piosenki zamiast efektownego salta zaprezentowałyśmy zajebiście efektowne zwracanie posiłku wprost pod nogi szanownej dyrci o łydkach jak dwa balerony zapieprzone z mięsnego. A jednak! Wystarczyło poczekać, aż cycki zmienią rozmiar z SS na zero, opuścić spódniczki niemalże do kolan i tym samym przebić dresów ze spodniami trzymającymi się chyba, kuźwa, na jakichś ukrytych podpórkach i przystać na propozycję ze strony rodziców na spędzenie tego jakże miłego czasu wakacyjnego w Senniku, podczas gdy oni kopulują na Bora-Bora w towarzystwie kokosowego mleczka. A w zasadzie to dwóch jego odmian – tej drzewnej i męskiej. Ale przecież mogło być lepiej. Mogłyśmy wylądować w obozie przetrwania, podglądać wiewiórki i zadowalać się drucikiem z ogrodzenia pod wysokim napięciem. Popieściłoby tak dosadnie, że orgazm w końcu zaliczyłoby i serce. Jemu też należy się, nie?
Nigdy nie sądziłam, że jakiekolwiek karaoke pobije nasze pamiętne wyjce w szóstej klasie podstawówki, kiedy to z Patką bez obiadu wpierdoliłyśmy się do szkoły, nażarłyśmy malin kupionych za ciężko zarobione przez niedoszłych gimbusów pieniądze niczym pies naszej babki po odbyciu kary za wyrwanie sztachety w płocie, a w następstwie na końcu piosenki zamiast efektownego salta zaprezentowałyśmy zajebiście efektowne zwracanie posiłku wprost pod nogi szanownej dyrci o łydkach jak dwa balerony zapieprzone z mięsnego. A jednak! Wystarczyło poczekać, aż cycki zmienią rozmiar z SS na zero, opuścić spódniczki niemalże do kolan i tym samym przebić dresów ze spodniami trzymającymi się chyba, kuźwa, na jakichś ukrytych podpórkach i przystać na propozycję ze strony rodziców na spędzenie tego jakże miłego czasu wakacyjnego w Senniku, podczas gdy oni kopulują na Bora-Bora w towarzystwie kokosowego mleczka. A w zasadzie to dwóch jego odmian – tej drzewnej i męskiej. Ale przecież mogło być lepiej. Mogłyśmy wylądować w obozie przetrwania, podglądać wiewiórki i zadowalać się drucikiem z ogrodzenia pod wysokim napięciem. Popieściłoby tak dosadnie, że orgazm w końcu zaliczyłoby i serce. Jemu też należy się, nie?
Nasz cudowny występ pozostawił na scenie jedynie jakieś kilkadziesiąt kropli
potu. I to dosłownie! Żaden z tych patafianów nie odważył się konkurować z
Kaczmarczykowymi zdolnościami wokalnymi. Nawet przeróbka Pszczółki Mai na Gucia
transwestytę w wykonaniu Zatiego i Wiśni ulotniła się jak swoboda w spodniach
szanownego pana mistrza piwowara, który, swoją drogą, nadal nie mógł
doprowadzić swojego stanu od pasa w dół do porządku. Wszyscy wetknęli swoje
nosy w resztki Okocima z Jogurciarzem na czele, wciąż mruczącym swoje frazesy w
samotności. Albo trzy pizdy na krzyż w ciągu ostatniego czasu, albo bagietka z
reklamy, albo przepiękny Anderson. Pytanie, co jest najbardziej prawdopodobną
opcją.
- Karolińciu? – po jakiejś godzinie ciągłego rąbania w dekiel i doprowadzania się do stanu rakiety, w końcu poczułam czyjeś dosłowne towarzystwo, kogoś, kto nie jest kuflem, ewentualnie butelką. – Znalazłabyś mi Patrycję?
- Każesz mi się podnieść w takim stanie? – fakt, przecież ten czyn tak czy siak musiał być kiedyś wprowadzony w życie. Ale czym później, tym lepiej. – Ocipiałeś? Zamiast znaleźć Patkę, to znajdę ci coś innego.
- Niby co? – nie znoszę pijanych facetów. Tyle że od teraz Kubiaczek będzie ewenementem na skalę światową, dla którego można się wyłamać od wbitej sobie do czerepu frazy. On i jego słodkie, tak ociupinkę przechlane oczęta. Cóż, trzeba korzystać z przywilejów, póki można.
- Dodatkowe wydatki na mój pogrzeb.
- Umieeeeerasz? – jego nietypowe ułożenie ust wywróciło całą zawartość żołądka do góry nogami. Cholera, Karolina, nie rób jej tego. To mała, wredna i piskliwa sucza, ale nie zasługuje na aż takie świństwo.
- Umrę, jak mnie wyślesz po Patkę. Swoją drogą, skąd mam niby, kuźwa, wiedzieć, gdzie jej szukać? Nadajnika jej jeszcze w dupę nie wsadziłam.
- To nie wsadzaj.
- Bo co? Nie chcesz jej wiecznie zakręconego jak tampon w jelicie mienia mieć zawsze na wyświetlaczu, niezależnie od miejsca przebywania?
- Pieprzyć nadajniki. Od wsadzania jestem ja. Tylko i wyłącznie. Rozumiemy się?
Jezuniu Przenajświętszy, wiszący za nasze grzechy na krzyżu, musimy wnikać dalej? Musimy wiedzieć z kim, chociaż ta odpowiedź jest oczywista, gdzie, o której i w jakiej pozycji?
- Mam powiedzieć Zbysiowi, aby po powrocie do pokoju zabezpieczył tyły? – no, teraz wystarczy się zastanowić w jakim kontekście. Chyba w ciążę przez dupę nie zajdzie, nie?
- Z tobą się dogadać – plasnął swoim wielkim łapskiem w czoło, o mały włos nie wsadzając sobie palca w oko. – Przecież cały czas mówimy o Patce. Na chuja tu Zbychu potrzebny?
- I jak ja mam ci niby na to odpowiedzieć? Przecież już masz swoją wymarzoną odpowiedź, degeneracie.
- Naprawdę? – nie wiem, jakim cudem za każdym razem zmienia ułożenie brwi, ale trzeba przyznać, że robi to kurewsko dobrze.
- Musisz być serio niewyżyty, skoro nawet najlepszy przyjaciel na chuja ci potrzebny. Mógłbyś tylko nie zrobić mu krzywdy? Podobno u faceta każdy ruch cholernie boli. Przynajmniej tak w gejowskich pornosach napisali.
Chcąc, nie chcąc, zrzuciłam szpilki z nóg i wybrałam się na wędrówkę po spalskim ośrodku. Sama nie wiem, czy to przez zboczone wizje Misia, który zaczynał być coraz bardziej nachalny, czy przez tego pajaca z recepcji z pryszczem kwitnącym na pryszczu, który jakimś cudem wpieprzył się do sali kinowej. Może nadal liczy na jakieś nowe doznania względem swojego krasnalego wacka? Bo jeśli tak, to ma tam jednego takiego o podobnych marzeniach. No co? Każdy orze, jak tylko może, jeden lodzik strzelony sobie nawzajem chyba pedałów z nich nie zrobi. Chyba.
Szlajałam się jak pojebana, zmuszając swoje biedne i słabe jak pod wpływem walcowania nogi do dalszego ruchu. Nie, wcale nie zamierzałam dać Kubiakowi tej erotycznej satysfakcji i chociażby za włosy przytargać do niego Patkę. Chciałam być jak najdalej od miejsca alkoholowej orgii, które, notabene, z minuty na minutę traciło klientelę – nawalony w trzy dupy Kurek przykleił się do ściany i obmacywał ją na wysokości swojego brzucha; Kosina odprawiał jakieś dzikie harce na głównym holu i notorycznie tworzył jakże słodziutkie piosenki o małych cyckach swojej Olci; nawet Gumie udzieliły się i trunki, i humor, gdyż wdział swoje jakże zajebiste biskupie wdzianko znane kolegom z Kędzierzyna, najwidoczniej kilka lat wstecz okradając plebanię. I weź tu, człowieku, potem na forach broń siatkarza i określaj go mianem dobrze wychowanego i porządnego, skoro ciągnie do piwa i innych alkoholów jak Ferdziu Kiepski i jego serialowa ferajna. Albo naprawdę widzą procentówki raz na ruski rok, albo ujebanie się do nieprzytomności to dla nich równa przyjemność jak siatkówka.
- Kurwa jasna! – no oczywiście, któż to mógł być inny, jak nie mistrz browarnictwa, Zbysław Krzywozębny, znając moje zajebiste szczęście? – Dlaczego wciąż mi to robisz?!
Zafascynowana jego zarzutami, podreptałam – chociaż w rzeczywistości pewnie wyglądało to jak taniec z chmarą mrówek pod nogami – do małego i otwartego dla wszystkich pokoiku, stworzonego chuj wie w jakim celu. Siedział jak ten turecki na kazaniu, gapiąc się gdzieś w rejonie dolnych partii swojego ciała. Problem w tym, że nie były to kostki, łydki, kolana, uda czy cholera wie co jeszcze. Miejsce tak ociupinkę wyżej.
- Jak bardzo muszę się, kurwa, postarać, żeby w końcu wyszło na moje?!
Okej, zrozumiem wszystko. Niewyżytego Miśka chętnego na posuwanie wszystkiego, co ma otwór i się rusza, gogusia z recepcji, który poniekąd ma prawo liczyć na swoją zapłatę, skoro miał ją obiecaną. Ale gadanie do swojego członka? Biorąc pod uwagę Zbysia – to całkowita normalność czy może już jednak zaawansowana faza pojebania i seksualnej desperacji?
- Dopiero co wyprałem te spodnie, a przez ciebie znów je ubrudziłem!
Chyba zacznę skłaniać się do tej drugiej opcji.
- I znów będą się ze mnie śmiali! Znów przez ciebie!
- Zbysiaczku? – siłą wdusiłam w wypowiedzenie jego imienia odrobinę troski. Niech sobie, kuźwa, burak jeden nie myśli, że jego prywatna odmiana debilizmu zrobi na moim równie wrednym serduszku jakiekolwiek wrażenie! – Nie za dużo wrażeń i alkoholu jak na jeden dzień?
- Ja pierdolę! – fakt, mogłam go trochę przestraszyć. Ale żeby aż tak, żeby musiał praktycznie wyskoczyć z papci? – Długo już tu tak stoisz?!
- Od początku tej jakże fascynującej rozmowy – mruknęłam, zmuszając swoje ślepia do omijania tego jednego punktu na Bartmanowym ciałku. Ha!, niedoczekanie. Ruda by nie popatrzyła, skoro ma okazję, być może ostatnią w życiu? Ruda, która i tak jest najebana i jedyne, co będzie następnego dnia pamiętać, to wywijanie dupą tuż przed nosem czołowych polskich siatkarzy? – Może zadzwonić do twojego psychiatry? Ewentualnie urologa?
Żadnego wybrzuszenia w spodniach, żadnych innych niespodzianek. Czysto. Chociaż tak nie całkiem. Jedynie goszcząca w tej okolicy ciemnobrązowa plama.
- Potrzebowałbym raczej kogoś od koordynacji – jak Boga kocham, chyba zacznę chodzić do kościoła, jeżeli to, co jest na talerzu jakimś cudem capniętym z kanapy, należy do grona ciast. – I może jakiegoś kaznodzieję. Za każdym razem, kiedy go jem, ląduje mi na spodniach! Jakieś fatum czy co?
- Przez cały czas mówiłeś do tej plamy na spodniach?!– okej, to tak czy siak nie jest normalne. Jak i moje nienaturalnie otworzone usta, które mogłyby pochłonąć węża boa w fazie procesu trawienia.
- A do kogo miałem mówić? No chyba nie do swojego drąga! – uwierzcie mi, jego śmiech w takich sytuacjach jest jeszcze bardziej wkurwiający niż kiedykolwiek. – Ten aspekt jest zarezerwowany dla jednonocnych panienek.
- To one są w stanie cokolwiek z siebie wydusić? – ja bym chyba nie była. Tym bardziej że wiem, jak to COŚ wygląda. Dwadzieścia cztery centymetry. Kurwa, really?!
- Jeżeli zaliczymy „Mam za krótkie gardło”, to tak, są w stanie.
Czy on naprawdę bzyka albo damskie krasnale, albo anorektyczki?
- No i co się tak patrzysz jak wygłodniały pies na kości? – on chyba jednak nie był kompetentny. Bo rozumiem, żeby gadać do spodni, plamy czy chuj wie do czego jeszcze tak po procentach. Tyle że on był zupełnie trzeźwy. Żadnego odoru piwa czy wódki. – Może chcesz sprawdzić?
Że. Niby. Co. On. Do. Mnie. Kurwa. Mówi?!
- Jakbym, kuźwa, tego twojego pytona ani razu nie widziała, skoro notorycznie paradujesz po korytarzu w zbyt obcisłych gaciach!
- Ale ja nie o tym. Chodziło mi o to wyduszanie z siebie czegokolwiek na jego widok.
- Nie jestem Patką.
- A ja Kubiakiem.
Może i był najbardziej wkurwiającym i obrzydliwym człowiekiem na całej kuli ziemskiej, może i ułożenia zębów zazdrościła mu najbardziej dorodna sztacheta, może i miał te zakola wielkości pustki po zrzuceniu bomby na Hiroszimę, ale całował nieziemsko. Nawet tylko przez pięć sekund.
- Co to miało być?! – starałam się być oburzona, ale wyszło z równie marnym skutkiem jak stanie po karpia dzień przed Wigilią.
- Chciałem sprawdzić, czy usta masz równie drapieżne jak charakterek.
- To się ma nijak do wcześniejszego tematu.
- Wrócę do niego, jeśli rozłożysz przede mną nogi jak na fotelu ginekologicznym. Czyli niebawem.
Kuźwa, dzwonię po psychiatrę. A przy okazji na policję.
- Karolińciu? – po jakiejś godzinie ciągłego rąbania w dekiel i doprowadzania się do stanu rakiety, w końcu poczułam czyjeś dosłowne towarzystwo, kogoś, kto nie jest kuflem, ewentualnie butelką. – Znalazłabyś mi Patrycję?
- Każesz mi się podnieść w takim stanie? – fakt, przecież ten czyn tak czy siak musiał być kiedyś wprowadzony w życie. Ale czym później, tym lepiej. – Ocipiałeś? Zamiast znaleźć Patkę, to znajdę ci coś innego.
- Niby co? – nie znoszę pijanych facetów. Tyle że od teraz Kubiaczek będzie ewenementem na skalę światową, dla którego można się wyłamać od wbitej sobie do czerepu frazy. On i jego słodkie, tak ociupinkę przechlane oczęta. Cóż, trzeba korzystać z przywilejów, póki można.
- Dodatkowe wydatki na mój pogrzeb.
- Umieeeeerasz? – jego nietypowe ułożenie ust wywróciło całą zawartość żołądka do góry nogami. Cholera, Karolina, nie rób jej tego. To mała, wredna i piskliwa sucza, ale nie zasługuje na aż takie świństwo.
- Umrę, jak mnie wyślesz po Patkę. Swoją drogą, skąd mam niby, kuźwa, wiedzieć, gdzie jej szukać? Nadajnika jej jeszcze w dupę nie wsadziłam.
- To nie wsadzaj.
- Bo co? Nie chcesz jej wiecznie zakręconego jak tampon w jelicie mienia mieć zawsze na wyświetlaczu, niezależnie od miejsca przebywania?
- Pieprzyć nadajniki. Od wsadzania jestem ja. Tylko i wyłącznie. Rozumiemy się?
Jezuniu Przenajświętszy, wiszący za nasze grzechy na krzyżu, musimy wnikać dalej? Musimy wiedzieć z kim, chociaż ta odpowiedź jest oczywista, gdzie, o której i w jakiej pozycji?
- Mam powiedzieć Zbysiowi, aby po powrocie do pokoju zabezpieczył tyły? – no, teraz wystarczy się zastanowić w jakim kontekście. Chyba w ciążę przez dupę nie zajdzie, nie?
- Z tobą się dogadać – plasnął swoim wielkim łapskiem w czoło, o mały włos nie wsadzając sobie palca w oko. – Przecież cały czas mówimy o Patce. Na chuja tu Zbychu potrzebny?
- I jak ja mam ci niby na to odpowiedzieć? Przecież już masz swoją wymarzoną odpowiedź, degeneracie.
- Naprawdę? – nie wiem, jakim cudem za każdym razem zmienia ułożenie brwi, ale trzeba przyznać, że robi to kurewsko dobrze.
- Musisz być serio niewyżyty, skoro nawet najlepszy przyjaciel na chuja ci potrzebny. Mógłbyś tylko nie zrobić mu krzywdy? Podobno u faceta każdy ruch cholernie boli. Przynajmniej tak w gejowskich pornosach napisali.
Chcąc, nie chcąc, zrzuciłam szpilki z nóg i wybrałam się na wędrówkę po spalskim ośrodku. Sama nie wiem, czy to przez zboczone wizje Misia, który zaczynał być coraz bardziej nachalny, czy przez tego pajaca z recepcji z pryszczem kwitnącym na pryszczu, który jakimś cudem wpieprzył się do sali kinowej. Może nadal liczy na jakieś nowe doznania względem swojego krasnalego wacka? Bo jeśli tak, to ma tam jednego takiego o podobnych marzeniach. No co? Każdy orze, jak tylko może, jeden lodzik strzelony sobie nawzajem chyba pedałów z nich nie zrobi. Chyba.
Szlajałam się jak pojebana, zmuszając swoje biedne i słabe jak pod wpływem walcowania nogi do dalszego ruchu. Nie, wcale nie zamierzałam dać Kubiakowi tej erotycznej satysfakcji i chociażby za włosy przytargać do niego Patkę. Chciałam być jak najdalej od miejsca alkoholowej orgii, które, notabene, z minuty na minutę traciło klientelę – nawalony w trzy dupy Kurek przykleił się do ściany i obmacywał ją na wysokości swojego brzucha; Kosina odprawiał jakieś dzikie harce na głównym holu i notorycznie tworzył jakże słodziutkie piosenki o małych cyckach swojej Olci; nawet Gumie udzieliły się i trunki, i humor, gdyż wdział swoje jakże zajebiste biskupie wdzianko znane kolegom z Kędzierzyna, najwidoczniej kilka lat wstecz okradając plebanię. I weź tu, człowieku, potem na forach broń siatkarza i określaj go mianem dobrze wychowanego i porządnego, skoro ciągnie do piwa i innych alkoholów jak Ferdziu Kiepski i jego serialowa ferajna. Albo naprawdę widzą procentówki raz na ruski rok, albo ujebanie się do nieprzytomności to dla nich równa przyjemność jak siatkówka.
- Kurwa jasna! – no oczywiście, któż to mógł być inny, jak nie mistrz browarnictwa, Zbysław Krzywozębny, znając moje zajebiste szczęście? – Dlaczego wciąż mi to robisz?!
Zafascynowana jego zarzutami, podreptałam – chociaż w rzeczywistości pewnie wyglądało to jak taniec z chmarą mrówek pod nogami – do małego i otwartego dla wszystkich pokoiku, stworzonego chuj wie w jakim celu. Siedział jak ten turecki na kazaniu, gapiąc się gdzieś w rejonie dolnych partii swojego ciała. Problem w tym, że nie były to kostki, łydki, kolana, uda czy cholera wie co jeszcze. Miejsce tak ociupinkę wyżej.
- Jak bardzo muszę się, kurwa, postarać, żeby w końcu wyszło na moje?!
Okej, zrozumiem wszystko. Niewyżytego Miśka chętnego na posuwanie wszystkiego, co ma otwór i się rusza, gogusia z recepcji, który poniekąd ma prawo liczyć na swoją zapłatę, skoro miał ją obiecaną. Ale gadanie do swojego członka? Biorąc pod uwagę Zbysia – to całkowita normalność czy może już jednak zaawansowana faza pojebania i seksualnej desperacji?
- Dopiero co wyprałem te spodnie, a przez ciebie znów je ubrudziłem!
Chyba zacznę skłaniać się do tej drugiej opcji.
- I znów będą się ze mnie śmiali! Znów przez ciebie!
- Zbysiaczku? – siłą wdusiłam w wypowiedzenie jego imienia odrobinę troski. Niech sobie, kuźwa, burak jeden nie myśli, że jego prywatna odmiana debilizmu zrobi na moim równie wrednym serduszku jakiekolwiek wrażenie! – Nie za dużo wrażeń i alkoholu jak na jeden dzień?
- Ja pierdolę! – fakt, mogłam go trochę przestraszyć. Ale żeby aż tak, żeby musiał praktycznie wyskoczyć z papci? – Długo już tu tak stoisz?!
- Od początku tej jakże fascynującej rozmowy – mruknęłam, zmuszając swoje ślepia do omijania tego jednego punktu na Bartmanowym ciałku. Ha!, niedoczekanie. Ruda by nie popatrzyła, skoro ma okazję, być może ostatnią w życiu? Ruda, która i tak jest najebana i jedyne, co będzie następnego dnia pamiętać, to wywijanie dupą tuż przed nosem czołowych polskich siatkarzy? – Może zadzwonić do twojego psychiatry? Ewentualnie urologa?
Żadnego wybrzuszenia w spodniach, żadnych innych niespodzianek. Czysto. Chociaż tak nie całkiem. Jedynie goszcząca w tej okolicy ciemnobrązowa plama.
- Potrzebowałbym raczej kogoś od koordynacji – jak Boga kocham, chyba zacznę chodzić do kościoła, jeżeli to, co jest na talerzu jakimś cudem capniętym z kanapy, należy do grona ciast. – I może jakiegoś kaznodzieję. Za każdym razem, kiedy go jem, ląduje mi na spodniach! Jakieś fatum czy co?
- Przez cały czas mówiłeś do tej plamy na spodniach?!– okej, to tak czy siak nie jest normalne. Jak i moje nienaturalnie otworzone usta, które mogłyby pochłonąć węża boa w fazie procesu trawienia.
- A do kogo miałem mówić? No chyba nie do swojego drąga! – uwierzcie mi, jego śmiech w takich sytuacjach jest jeszcze bardziej wkurwiający niż kiedykolwiek. – Ten aspekt jest zarezerwowany dla jednonocnych panienek.
- To one są w stanie cokolwiek z siebie wydusić? – ja bym chyba nie była. Tym bardziej że wiem, jak to COŚ wygląda. Dwadzieścia cztery centymetry. Kurwa, really?!
- Jeżeli zaliczymy „Mam za krótkie gardło”, to tak, są w stanie.
Czy on naprawdę bzyka albo damskie krasnale, albo anorektyczki?
- No i co się tak patrzysz jak wygłodniały pies na kości? – on chyba jednak nie był kompetentny. Bo rozumiem, żeby gadać do spodni, plamy czy chuj wie do czego jeszcze tak po procentach. Tyle że on był zupełnie trzeźwy. Żadnego odoru piwa czy wódki. – Może chcesz sprawdzić?
Że. Niby. Co. On. Do. Mnie. Kurwa. Mówi?!
- Jakbym, kuźwa, tego twojego pytona ani razu nie widziała, skoro notorycznie paradujesz po korytarzu w zbyt obcisłych gaciach!
- Ale ja nie o tym. Chodziło mi o to wyduszanie z siebie czegokolwiek na jego widok.
- Nie jestem Patką.
- A ja Kubiakiem.
Może i był najbardziej wkurwiającym i obrzydliwym człowiekiem na całej kuli ziemskiej, może i ułożenia zębów zazdrościła mu najbardziej dorodna sztacheta, może i miał te zakola wielkości pustki po zrzuceniu bomby na Hiroszimę, ale całował nieziemsko. Nawet tylko przez pięć sekund.
- Co to miało być?! – starałam się być oburzona, ale wyszło z równie marnym skutkiem jak stanie po karpia dzień przed Wigilią.
- Chciałem sprawdzić, czy usta masz równie drapieżne jak charakterek.
- To się ma nijak do wcześniejszego tematu.
- Wrócę do niego, jeśli rozłożysz przede mną nogi jak na fotelu ginekologicznym. Czyli niebawem.
Kuźwa, dzwonię po psychiatrę. A przy okazji na policję.
***
Patex: Długo zastanawiałam się, co mam Wam napisać... I szczerze, do teraz nie wiem...
Jeszcze trzy odcinki + epilog, i pożegnamy się z Insynuacją...
Jeszcze trzy odcinki + epilog, i pożegnamy się z Insynuacją...
Pośpiewajcie sobie dziś trochę, żeby poprawić sobie humor w te ponure dni, ;)
Caroline: Przepraszam. Tak po prostu.
Wiecie co dziewczyny?
OdpowiedzUsuńOpłaciło się czekać tak długo, żeby sobie to przeczytać.
Nie wiem, jak mam wam dziękować za taki długi i prze fajny odcinek Insynuacji. :D
Za sam wstęp powinnyście dostać Oskara (nie Kaczmarczyka, wujka bliźniaczek, ale tego od Akademii. :D Normalnie co linijka, to ja wybuchałam śmiechem :D
Potem te genialne piosenki, które śpiewały dziewczyny na tym wieczorku z karaoke. No i Karolinka Zbysia nam zgasiła, a raczej jego namiot, który rozłożył się najszybciej ze wszystkich. No i Kuraś, który dostał za swoje.
A potem niewyżyty Kubiaczek, który Pateczki na szybki numerek szuka, a wredna Karolina mu nie pomaga, a ucieka od niego i przez przypadek na Zbyszka wpada.
Kurcze no... *.*
Idealne to wszystko :D
Ale mi się najbardziej sama końcówka podoba :D
Pozdrawiam Was serdecznie :*
przeprosiny tu nie wystarczą, pusta idiotko.
OdpowiedzUsuńjakaś ty słodka i milutka ♥
UsuńLudzie weźcie się ogarnijcie, spotkajcie w realu i wszystko wyjaśnijcie, a nie załatwiacie to przez internet!!!
UsuńNa pewno dla anonimka przylecę z Atlanty. ;)
UsuńCaro.
Już widzę jak lecisz aż się kurzy :P Tęskniłam <3
UsuńTo chyba jeden z najlepszych rozdziałów jakie tu czytałam ;) Uśmiałam się mega!
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga;)
Pozdrawiam serdecznie;)
P.S. Caroline nie przejmuj się tym co jakiś anonim napisał. Świetnie piszesz ;)
Cieszę się jak głupia, że coś się tutaj pojawiło dziewczęta!! Jestem troszkę odcięta od świata i musze kraść neta w pracy, bo Ksawery mi anteny w domu zdemolował:(
OdpowiedzUsuń24 centymetry?? Nie wiem czy chciałabym wypróbować takiego ogiera, ale zobaczyć to chcialabym zdecydowanie:). Zresztą co mi tam popylałabym z nim na ten fotel w te pędy! No ale Pat Ty o tym wiesz prawda:).
Lubię poczytać coś tak lekkiego i zabawnego w ciężkie poniedziałkowe przedpołudnie. Nawet lepiej się poczułam szczerze mówiąc!
Nie wiem co mogę wybrać jako najlepszy moment w tym rozdziale. Z początku myślałam że sam wstęp i wyliczenia jak te ogry spędzają czas po treningu. Potem znów że będą to piosenki, a teraz już nie wiem Bartman gadający do plamy i to coś co zaszło między nim i Karoliną. No nie umiem wybrać. Gdyby ktoś mi kazał była bym zgubiona. I jeszcze Kubiak na dokładkę :)) Widać że Pati zrobiła mu tak dobrze że nie zapomni tego do końca życia. Zbyszek też zaczał wykazywać zainteresowanie względem Karoliny i nie jest ono spowodowane tylko tym że ma ochotę ja opierdolić. Zdecydowanie ma ochłodę zrobić coś innego. Teraz pytanie kto tego nie zapomni do końca życia Karolina czy właśnie ZB9?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam podczas przerwy w pracy i się uśmiałam nie mało :) Trochę się rozerwałam od tej monotonii ;) Ciężko wybrać coś najlepszego chociaż karaoke chyba bym wyróżniła. Jak zawsze nie wiem co mam napisać pod rozdziałami insynuacji więc może lepiej nie napisze nic innego oprócz tego, że mi się podobało ;)
OdpowiedzUsuńUśmiech na twarzy - jest.
OdpowiedzUsuńSzalone bliźniaczki - są.
Zajebiste piosenki - są :D
Wszytko jeest :D jak to jeszcze 3 odcinki? :(
Świetny rozdział ;D Jak go czytałam to normalnie płakałam ze smiechu w pewnych momentach ;)) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńNiedawno trafiłam na tego bloga. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i każdy wywołał na mojej twarzy uśmiech od ucha do ucha. Chylę czoła do tego bloga i waszej twórczości blogowej. Jesteście świetne w tym co robicie i na prawdę nie zepsujcie tego... i nie wiem co między wami zaszło, ale spróbujcie porozmawiać jeszcze raz i wyjaśnić wszystko na spokojnie, bo te relacje które was łączą, ta przyjaźń nie przychodzą od tak. Mam nadzieję że to przemyślicie na spokojnie i dacie sobie jeszcze jedną szansę. :)
OdpowiedzUsuńA wracając do bloga :D Ten rozdział jest mega zajeb... :D Karaoke z siatkarzami powaliło mnie po prostu z nóg. Płakałam ze śmiechu jak mała dziewczynka :D Nie wiem co wam siedzi w tych głowach, ale się o tym przekonać i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Pozdrawiam Siatkareczka;)
Cieszę się, że wpadłam na bloga właśnie dzisiaj. Miałam nie najlepszy humor, ale w trakcie lektury nie mogłam opanować śmiechu. Odcinek jak zawsze mistrzowski. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMelodia Baśki w ciekawej siatkarskiej interpretacji - made my day ! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się że dalej jesteście. Razem. <3
OdpowiedzUsuńNie mogę skończyć płakać ze śmiechu. ;( Cieszę się, że jesteście dalej z nami i skończycie Insynuację, bo jest EPICKA! <3
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się obie ciepło!
Happ ;*
No to ten..;D rozjebałyście mnie od środka! Jesteście kurwa genialne xd czekam na następne ; p
OdpowiedzUsuńChcesz zdobyć większą ilość czytelników, ale nie masz ochoty na spamowanie na wszystkich frontach? A może szukasz opowiadań z siatkówką w tle? Wszystkich autorów opowiadań oraz czytelników serdecznie zapraszam do Listy Siatkarskich Opowiadań - najstarszego spisu siatkarskich dzieł.
OdpowiedzUsuńJeżeli interesujesz się opowiadaniami ze skokami narciarskimi w tle lub je po prostu piszesz, nie czekaj - wpadnij do Spisu ze skoczkami narciarskimi! (Obecnie trwa konkurs "Skoczne Opowiadanie Wakacji - zachęcam do głosowania)
Pozdrawiam i przepraszam za spam.
E.J.
"(Zibi)
OdpowiedzUsuńSiemka Bella!! Za 69 minut widzę cię w moim pokoju, jasne?
(Ja)
69?Zibi wszystko z tobą ok?
(Zibi)
Tak, ok, a co?
(Ja)
No wiesz, bo mnie dochodzą słuchy, że ty to już nie te lata...:(
(Zibi)
Ty sobie nie żartuj,spytaj się Asi. Niech ci powie jakie mamy wariacje seksualne..:D
(Ja)
Przykro mi , ale kobiety nie rozmawiają o seksie...:( A zresztą już widzę te twoje wariacje seksulane...Jedne westchnięcie...i po orgazmie...:D
(Zibi)
Dobra, nie gadaj tylko za 69 widzę cię w naszym pokoju!!!
(Ja)
Ok, ok nie bulwersuj się , bo ci żyłka pęknie.."
Zapraszam na historię Wiktorii, myslę, że cię zaciekawiłam i wejdziesz, zobaczysz..Jak się spodoba skomentujesz :D
http://tocojestwartecenyzawszewartejestwalk.blogspot.com/
Pozdrawiam :D